jakiś dziwny wirus przemknął przez nasz dom. z wysoką temperaturą. i bólem gardła. na szczęście dziś nie ma już po nim śladu.
stan chorobowy każda z nas przeżywała na inny sposób. ja - kontrolowałam temperaturę i trzymałam rękę na pulsie.
weronice najtrudniej było pogodzić się ze szlabanem na lody. i długo nie dawała za wygraną. pod moją nieobecność próbowała nawet rozmiękczyć serce taty:
- tatusiu, moze zjemy lody. tak po cichutku. mama sie o niczym nie dowie ;)
już? w tym wieku? sztama z rodzicem? :))) nie zaszkodziło spróbować ;D
OdpowiedzUsuńoj tak. próbuje nas "podejść" na wiele sposobów ;)
OdpowiedzUsuń