było na słodko, bo w końcu słodka sobota zobowiązuje.
rano, przed wyjściem weronika wchłonęła dwa śniadania.
po przedstawieniu wychodzimy z cnk. spacerujemy przez powiśle. rozmawiamy. rzucamy się śnieżkami. zbliżamy się do kawiarni. na wszelki wypadek prowadzę temat daleko odbiegający od jedzenia. nic z tego. weronika w trzy sekundy dostrzega lokal i siedzących w nim ludzi. i nagle rozbrajajaco słodkim głosem:
- chodź mamusiu. musimy coś zjeść. na tym przedstawieniu tak strasznie burczało mi w brzuchu.
czasami mam wrażenie, że weronika to dziecko, które jak tylko zobaczy jakikolwiek obiekt gastronomiczny automatycznie włącza tryb "głodomor" ;)
jakbym swoja widziala i slyszala kawiarni nie przepusci :)
OdpowiedzUsuńWidocznie ten wiek tak ma ;))))))
Usuń