środa, 21 września 2011

BYŁO TAK...


Tydzień razem. Non stop. Było cudnie. Bez pośpiechu. Pełen luz. 

Mieliśmy jedno zdarzenie z cyklu: frustracja dwulatka, kiedy to nie pozwoliliśmy naszemu dziecku prowadzić samochodu! Jakże mogliśmy tak postąpić. Przecież ona MA prawo jazdy i POTRAFI jeździć. SAMA! O jej rozpaczy usłyszało pół pobliskiej wsi. Nie było człowieka, który nie zwrócił na nas uwagi. Ale cóź. Grunt to spokój. Ostatecznie ogarnęliśmy huśtawkę emocjonalną i wróciliśmy na swoje miejsca.

Mimo, że byliśmy kilkaset kilometrów od domu, nieustająco twierdziła, że ona jedzie do babci Isi i dziadka Adama. Moje opowieści o wakacjach, podróżach, odległości nie były chyba zbyt przekonywujące. W końcu przestaliśmy wyprowadzać ją z błędu, bo jak wytłumaczyć dwuletniemu dziecku dzielącą nas odległość.

Hitem okazał się nocnik turystyczny. Czasami miałam wrażenie, że specjalnie woła siusiu, żeby tylko na nim posiedzieć :)

Zastanawialiśmy się jak będzie ze spaniem - nowe miejsce, nowe łóżko itp. Tu znowu nas zaskoczyła. Łóżko zaakceptowała bez problemu, jako "swoje i już".

Pazia nie zachwyciła jakoś szczególnie. Piasek jak każdy inny. Mozie zdecydowanie bardziej, ale nie otrzymała zgody na moczenie się więc zrezygnowała i powiedziała, że mozia nie ma.

Biła rekordy w okazywaniu nam czułości, ale była bardziej "mamusiowa". Może dlatego, że Matki ma w domu zdecydowanie mniej.

Została ulubienicą kelnerek i barmanek. Codziennie pod pozorem soczku/gofra pojawiała się w lobby.

Szybko zawierała dziecięce znajomości. Z dorosłymi było nieco gorzej. Ostro wchodzimy w fazę: "wstydzę się". Jeden wieczór spędziłyśmy na szczegółowym analizowaniu zdarzenia z basenu: mamo, ta pani się do mnie uśmiechnęła - nie podobało mi się to - jestem z tego powodu smutna. 

Zachwyciła się ciocią-animatorką, która przekonała ją do siebie plasteliną i brokatem.  

Była też jedna kara. Szlaban na wieczorny basen. Staraliśmy się tego uniknąć. Naprawdę. Bo przecież wakacje. Nowe miejsce. Mnóstwo emocji. Niestety, swoim skandalicznym zachowaniem podczas kolacji, doprosiła się. Oprócz tego swoim zachowaniem rozsadziła też atmosferę między nami na cały wieczór. Na szczęście nasze dziecko szybko się uczy. Później było już zdecydowanie lepiej. 

Rozśpiewała się bardzo. Nie było dnia bez piosenki. I tak jej zostało do dziś :)

1 komentarz:

  1. miło spędzony czas ...
    Jagna też śpiewa. Czasami mogłabym nie włączać radia w samochodzie, jej "la la la" do każdej muzyki rozbraja :)

    OdpowiedzUsuń