powrót od przedszkola przeszedł gładko.
tylko poranki są ciężkie. bardzo emocjonujące. chwilami to istny dramat.
AKT I.
ustaliłyśmy, że wieczorem będzie wybierała sobie ubrania na następny dzień.
ja niczego nie sugeruję. ona jest zachwycona. sama wybiera i układa. od początku do końca. przy okazji torpeduje mnie dziesiątkami pytań o sukienki letnie "na ramiączka": że gdzie? dlaczego nie może znaleźć? dlaczego w praniu? czy uprasowałam już?
z premedytacja zmuszona byłam schować je głęboko w szafie, bo znając jej upór i przyzwyczajenie to pewnością przy 9st przekonywałaby mnie, że właśnie tak pójdzie ubrana.
na szczęście po kilku odpowiedziach zmienia temat ;)
tyle w teorii. to co wieczorem było ok, rano fruwa po pokoju.
ok. rozumiem. kobieta zmienną jest. tym bardziej w wieku 4 lat :)
od nowa wybiera kolejny "zestaw".
jedno jest pewne. muszą być boskerki.
bluzka też przechodzi gładko. uff
przy rajstopach zaczyna się nerw. bo nie takie. bo za duże. bo za małe. w dodatku drażnią, przesuwają się itp. itd.
to też rozumiem. w takim razie będą skarpetki. do tego spodnie lub legginsy.
wybiera spodnie.
za luuuuźne. nerw kolejny!
sugeruję legginsy.
zakłada. jest dobrze.
uff. trzy elementy garderoby ma na sobie. jeszcze tylko skarpetki i połowa sukcesu za nami.
skarpetki. proszę wybierz te, które lubisz.
żadnych nie lubię!!!!!!!!! i wszystko zaczyna się od początku. za duże. za małe. nie w tym kolorze. pieta jest nie tam gdzie potrzeba
nie nadążam. mijają kolejne minuty. para wychodzi mi uszami.
w końcu wybrała. nie za krótkie, nie za długie. w odpowiednim kolorze...
kurtyna.
AKT II
buty to odrębna historia. od dwóch tygodni zachodzę w głowę gdzie leży problem.
ustaliłyśmy, że "muszą być mocno i ścisło zapięte". tylko że kiedy zapinam ścisło jest źle, trochę luźniej tez źle a gdy proponuję żeby sama zapięła, to robi się wściekła i sfrustrowana.
i tak o to rozgrywa się kolejna batalia przed wyjściem. bo żadne buty nie są dobre. buty to samo zło. w dodatku krzyk i płacz w najgorszym wydaniu.
po dziesiątkach argumentów za i przeciw udaje nam się wybrać odpowiednie.
kurtyna
i jak to jest, że gdy odbieram ją z przedszkola te brzydkie, śmierdzące i straszne buty już wcale nie są takie złe? sama zakłada je w 3 sekundy i śmieje się z tego co robiła i mówiła rano.
a ostatnio nawet zwracałam w sklepie buty, które wcześniej sama sobie wybrała. 2 tygodnie przestały w szafie. zaliczyły kilka lotów po przedpokoju. wiec uznałam. basta! nie chcesz? nie szanujesz? to nie będzie!
na szczęście widzimy jakieś światełko w tunelu. po ostatniej "wyprawie" po buty, udało się znaleźć TE JEDYNE, które są piękne, mocno się zapinają i w dodatku można w nich super szybko biegać ;)))