poniedziałek, 26 grudnia 2011

POŚWIĄTECZNIE


Mikołaj stanął na wysokości zadania i oprócz góry prezentów podrzucił pod choinkę wyczekaną i wyproszoną tuchnię.
Weronika biła rekordy w ilości zjedzonego opłatka i czekolady.
Matka, poczynając od wieczoru wigilijnego, cierpiała na tzw. ogólne zatrucie i częściej niż na świąteczny stół zaglądała do apteczki. Tata dołączył następnego dnia.
Takie to były święta.

wtorek, 13 grudnia 2011

LUDZIE, TO NIE TAK!

Powiedziała zirytowana, kiedy po kolejnej próbie demonstracji i tłumaczenia mnie i babci jak mamy zrobić skakankę z pieluchy tetrowej (?!) a my nie mogłyśmy do końca załapać o co jej chodzi

DENS MA SENS... TYLKO W SPÓDNICY



MOJA TOWARZYSKA CÓRKA

Weronika, po wejściu do autobusu momentalnie znalazła wolne miejsce, usiadła i zawołała babcię:
- Ania, chodź tu!
po czym, trzymając na kolanach książkę, zwróciła się do obcej pani siedzącej na miejscu obok:
- jadę do dzidzi. mam dla niej prezent.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

PRZYSZŁA PIERWSZA RAKIETA ŚWIATA





Oczywiście w oczach taty :)

IMPREZA PRZEDŚWIĄTECZNA


W sobotę zaliczyłyśmy pierwszą "choinkę".  Wykończona byłam tylko ja. Weronika zniosła to wszystko wyśmienicie. A przede wszystkim, mimo tylu atrakcji i pokus, była niebiańsko grzeczna. Pilnowała się. Może to dlatego, że dystansowała ją Pani w przebraniu renifera, a jak się ostatnio okazało, nasze dziecko takich przebierańców nie lubi.
Ilość paluszków, żelków i czipsów przytłaczała na każdym kroku. Na szczęście obyło się bez szaleństw. Przy drugim, żelku powiedziała, że to niedobre i temat został zakończony.
Z pełną świadomością nie uczestniczyła w zbiorowym przedstawianiu talentów. Odmówiła przyjęcia prezentu i w ogóle jakiegokolwiek spotkania z Mikołajem. W tym czasie siedziała w kulkach (!!!) i co jakiś czas przybiegała do mnie, powtarzając z bananem na twarzy: Mama, jest supcio :)  
Jako, że faza na farby trwa nadal, to do malowania nie trzeba było jej namawiać




Było też pierwsze wspólne pieczenie i dekorowanie pierniczków 




Było też miejsce, które kusiło... bardzo. Niestety dla dwulatki dostępne tylko na odległość.


Na szczęście farby i prace plastyczne mogły wynagrodzić wszystko.