sobota, 8 grudnia 2012

CO BYŁO...

po trzech miesiącach,  które przebiegły bez większych problemow wczoraj, mimo mikołajek i prezentów, weronika była w przedszkolu arcyniegrzeczna: biegała po sali, krzyczała, nie słuchała się pani, a w czasie leżakowania skakała po leżakach.
zrzucam to na karb emocji, wrażeń i ogólnego mikołajkowego rozprężenia.
porozmawiałyśmy (usłyszałam tez pretensjonalne: mamoooo ale przecież wszystkie dzieci statały!), wyjaśniłyśmy zasady i miało być ok.

ale dziś... historia się powtórzyła. moja córka razem z bartkiem, jeremiaszem i mateuszem znowu szalała na leżakowaniu.

z jednej strony jakoś wcale mnie to nie dziwi. myślę, ze te szalenstwa raczej nie wynikały z chęci zrobienia czegos złego. bardziej traktuje to jako zabawe. a weroniki do takich zabaw dwa razy namawiać nie trzeba :) dziewczynka z usposobieniem diabełka. to po tacie zdecydowanie!

ale rozmawiamy z nia. tłumaczymy zasady panujące w przedszkolu. na co ona rozbrajająco odpowiada:

- no dobra, nastepnym razem sie postaram.
- a dzis sie staralas?
- no nie bardzo :))))))))

i jeszcze sama przed kapiela (historia wyssana z palca):
- mamo, ale ja statałam z moim najlepszym przyjacielem tomkiem?
- tak? z tomkiem? macie tomka w grupie?
- tak mamy. bo on jest nowy
- aha, a z kim siedzi przy stoliku?
- on siedzi, siedzi...  no tam daleko
...

2 komentarze:

  1. ja tam jestem za wersją że to panie przedszkolanki się czepiają ;)
    no ileż można leżakować?! :)

    OdpowiedzUsuń