Był sukces. Przyszedł czas na porażkę. Z dnia na dzień, niczym burza - rozregulowane usypianie. Było już naprawdę bardzo dobrze. Miałam nawet ochotę nauczyć ją samodzielnego zasypiania. Nic z tego. Pracujemy od początku, bo wszystkie zasady, rytuały pooooszły..... I teraz istnieje tylko jedna zasada: na co jeszcze da się naciągnąć Matkę?!
Co wieczór, po nieskończonej ilości obowiązkowej już Poszczekalni, zaliczam "sesję", podczas której moje dziecko serwuje mi ucieczki z łóżka, które cieszą ją niezmiernie, histerię (raz prawdziwą a raz porządnie udawaną), wyrazy największej miłości i czułości, pogadanki o rzeczach ważnych i tych trochę mniej. Do tego kilka kursów na nocnik. Oscylujemy w granicach 2 godzin :)
Staram nie poddawac się jej presji, ani fochom. Ciut wymiękam tylko!
A poza tym? Dni jakoś uciekają mi przez palce. Pracowo-zawodowo nie wyrabiam na zakrętach. Dziecię rośnie jak szalone. Codziennie zaskakuje czymś nowym. Wszystko chce robić i robi siama! Buduje zdania, które ja z radości pamiętam przez pierwsze 3 minuty :) A jak chcę zapisać, to akurat nie mam czym. Pracuję nad tym i może już niedługo twórczość małej W. ujrzy światło dzienne.
Nawet te kilka zdań piszę już trzeci dzień i jeśli ich dziś nie opublikuję, to chyba w życiu tego nie skończę i nie ruszę z miejsca.
Czekam już z niecierpliwością na tydzień, kiedy zostaniemy tylko we dwie. Non stop:) I później na kolejny, z tatą, nad morzem..... :)
hehe... a tak szczerze to nie zazdroszcze, bo przede mna jeszcze to wszystko... cierpilowsci i duuuuzo siły zycze :]
OdpowiedzUsuńPorażająco nudna, powtarzalna, co wieczór ta sama bajka opowiadana bez efektów, smętnym głosem pomaga w szybkim zasypianiu.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej nam!
Pozdrawiam, aga (nadziejka)