niedziela, 15 września 2013

TYRAN O PORANKU


powrót od przedszkola przeszedł gładko.

tylko poranki są ciężkie. bardzo emocjonujące. chwilami to istny dramat.

AKT I.
ustaliłyśmy, że wieczorem będzie wybierała sobie ubrania na następny dzień.
ja niczego nie sugeruję. ona jest zachwycona. sama wybiera i układa. od początku do końca. przy okazji torpeduje mnie dziesiątkami pytań o sukienki letnie "na ramiączka":  że gdzie? dlaczego nie może znaleźć? dlaczego w praniu? czy uprasowałam już?
z premedytacja zmuszona byłam schować je głęboko w szafie, bo znając jej upór i przyzwyczajenie to pewnością przy 9st przekonywałaby mnie, że właśnie tak pójdzie ubrana.
na szczęście po kilku odpowiedziach zmienia temat ;)

tyle w teorii. to co wieczorem było ok, rano fruwa po pokoju.
ok. rozumiem. kobieta zmienną jest. tym bardziej w wieku 4 lat :)
od nowa wybiera kolejny "zestaw".
jedno jest pewne. muszą być boskerki.
bluzka też przechodzi gładko. uff 
przy rajstopach zaczyna się nerw. bo nie takie. bo za duże. bo za małe. w dodatku drażnią, przesuwają się itp. itd.
to też rozumiem. w takim razie będą skarpetki. do tego spodnie lub legginsy.
wybiera spodnie.
za luuuuźne. nerw kolejny!
sugeruję legginsy.
zakłada. jest dobrze.
uff. trzy elementy garderoby ma na sobie. jeszcze tylko skarpetki i połowa sukcesu za nami.
skarpetki. proszę wybierz te, które lubisz.
żadnych nie lubię!!!!!!!!! i wszystko zaczyna się od początku. za duże. za małe. nie w tym  kolorze. pieta jest nie tam gdzie potrzeba
nie nadążam. mijają kolejne minuty. para wychodzi mi uszami.
w końcu wybrała. nie za krótkie, nie za długie. w odpowiednim kolorze...
kurtyna.

AKT II
buty to odrębna historia. od dwóch tygodni zachodzę w głowę gdzie leży problem.
ustaliłyśmy, że "muszą być mocno i ścisło zapięte". tylko że kiedy zapinam ścisło jest źle, trochę luźniej tez źle a gdy proponuję żeby sama zapięła, to robi się wściekła i sfrustrowana.
i tak o to rozgrywa się kolejna batalia przed wyjściem. bo żadne buty nie są dobre. buty to samo zło. w dodatku krzyk i płacz w najgorszym wydaniu.
po dziesiątkach argumentów za i przeciw udaje nam się wybrać odpowiednie.
kurtyna

i jak to jest, że gdy odbieram ją z przedszkola te brzydkie, śmierdzące i straszne buty już wcale nie są takie złe? sama zakłada je w 3 sekundy i śmieje się z tego co robiła i mówiła rano.

a ostatnio nawet zwracałam w sklepie buty, które wcześniej sama sobie wybrała. 2 tygodnie przestały w szafie. zaliczyły kilka lotów po przedpokoju. wiec uznałam. basta! nie chcesz? nie szanujesz? to nie będzie!

na szczęście widzimy jakieś światełko w tunelu. po ostatniej "wyprawie" po buty, udało się znaleźć TE JEDYNE, które są piękne, mocno się zapinają i w dodatku można w nich super szybko biegać ;)))

4 komentarze:

  1. z każdej sytuacji da się jakoś wybrnąć, tylko spokojnie trzeba przeczekać dramat :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje za ten wpis.Sama miałam pisać podobny.
    u nas jazda poranna wygląda podobnie jak nie tak samo.

    Chociaż u nas dużo dało szykowanie ciuchów wieczorem bo często faktycznie w tym szła.
    Ale teraz właśnie mamy problem jak tu dziecięciu przetłumaczyć ,że już nie pora na letnie sukienki na ramiączkach,że sandały trzeba schować,że jeansy trzeba założyć.

    Boję się bardzo kupna zimowych butów.Wiem,że muszę kupić je z NIĄ :) bo jak przytaszcze do domu kupione w ciemno to niekoniecznie muszą się spodobać :)

    Co do ciuchów to u nas jest nerw jak metka nie zostanie wycięta,jak skarpetki się nie tak założą.A leginsy muszą być elegancko naciągnięte do kostek.Nie mogą być ciut krótsze muszą dosięgać kostek.Czasami to jest komiczne ale na pewno nie rano jak trzeba lecieć do pracy :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie jest lekko, to fakt. ale z każdym dniem powinno być lepiej :)
      u nas dziś tylko spodnie poleciały do wymiany. bez krzyku i furii. wyszłyśmy przed 8. sielanka :)

      Usuń