piątek, 19 listopada 2010

22.10; 23.40

Tytuł posta to nie szyfry z pokładu statku kosmicznego, a godziny o których ostatnio Weronix chodzi spać.
O ile przedwczoraj po sesji usypiania od 20.05 do 22.10 byłam dumna z siebie, bo się nie poddałam, nie uległam. Byłam twarda! Nie wzruszały mnie monologi, śpiewanie, przekomiczne rozmowy z psem. Ze stoickim spokojem odkładałam i układałam po raz enty. Nie wdawałam się w rozmowy. Podawałam smoczka, który co chwilę lądował na podłodze. O tyle wczorajsze usypianie wyeksploatowało całą naszą trójkę. Powód nr 1: KATAR, powód nr 2: kolejne ZĘBY. Przerobiliśmy wszystko co tylko możliwe - histerię, rozpacz, krzyki, kopanie i wyrzucanie smoczka, aż w końcu niezbędna a zarazem zbawienna okazała się interwencja czopkiem V.
Dziś od rana niewiele wskazuje na beznadziejność sytuacji, bo humor  - super, apetyt - jak najbardziej, tyle że q... idą, a z nosa cieknie na potęgę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz