
Nadszedł ten moment, o którym rozmyślałam od jakiegoś czasu. Przymierzałam się wewnętrznie, bo wiem, że odsmoczkowanie nie jest łatwe. Jak mantrę powtarzałam słowo "konsekwencja". Korzystając z okazji, że jesteśmy w domu same, przystąpiłam do realizacji planu.
Myślałam, że już znam moje dziecko. Myślałam, że potrafię przewidzieć jej reakcję. Po raz kolejny się pomyliłam.
Rozstała się ze smoczkiem zupełnie normalnie. Bez bólu. Tak naprawdę bez żadnej reakcji.
Miałam różne koncepcje: obcięcie smoka, sukcesywne przygotowywanie na ten dzień. Ostatecznie wszystko potoczyło się bez scenariusza. Rano, kiedy oddawała mi smoczka po nocy powiedziałam jej, że dziś oddajemy go misiowi, a miś zaniesie go małym dzieciom, które smoczka potrzebują. Wiem, że uderzyłam w jej dwa czułe punkty, bo uwielbia misie i małe dzieci. Przyjęła to z pełna powagą. Zgodziła się, pomachała pa,pa. I koniec.
Przy kolejnych drzemkach, kiedy pytała o smoczka, powtarzałam tą historię x razy, a ona przejęta powagą sytuacji przyznawała mi rację. Obyło się bez łez. Stanęła na wysokości zadania!